środa, 29 kwietnia 2015

#1 Sherlock, Lupin i ja. Trio Czarnej Damy


Niech nie zwiedzie was nazwisko na tytułowej stronie. To nie Irene Adler jest autorką serii o młodych detektywach, tylko Alessandro Gatti, który zgrabnie ukrywa się pod nazwiskiem primadonny opery Warszawskiej. Ten sprytny zabieg sprawia, że książka, już od okładki, zyskuje na atrakcyjności, a  dzięki pierwszoosobowej narracji czuję się jakbym sięgnęła po pamiętnik, dwunastoletniej wtedy, panny Adler. Błyskotliwy to pomysł, wykorzystanie kultowych postaci literatury, przeniesienie ich do czasów, gdy nosili krótkie spodenki i musieli wracać do domu na kolację. A na deser połączenie całej trójki przyjaźnią oraz wrzucenie w sam środek przygód. 
 
Młodociani detektywi tworzą barwne trio:
·     Sherlock Holmes, którego nie trzeba przedstawiać;
· Irene Adler sprytna śpiewaczka, która pojawiła się już w opowiadaniu ojca Sherlocka, A.C. Doyle, jedna z nielicznych osób, którym udało się przechytrzyć genialnego detektywa;
· Arsène Lupin, szarmancki złodziej, który niczym Robin Hood okradał podłych bogaczy. Z tą różnicą, że złupione dobra Lupin zostawiał dla siebie.

Przygody zaczynają się, jak zwykle, całkiem niewinnie, wakacjami we francuskiej miejscowości letniskowej Saint - Malo. Trójka znajomych wypełnia sobie czas czytaniem, oczywiście najlepiej w sekretnym miejscu i włóczeniem się po nadmorskim miasteczku. Wakacyjną, nudnawą sielankę przerywa trup. Topielec. Samobójca? Ofiara morderstwa? Ahoj, przygodo! Przybywamy! Barwne trio rzuca w kąt książki i  zaczyna na własną rękę rozwiązywać zagadkę śmierci nieznajomego.

Fabuła jest ciekawa, przejrzysta i oczywiście (poza topielcem) nikomu nie dzieje się krzywda, pomimo kilku groźnych sytuacji. Do tego kilka smaczków uniwersalnych, jak ten o pracującym często poza domem ojcu Irene: mój tata był ważnym niemieckim przemysłowcem, który w imieniu rodziny królewskiej z Bawarii zajmował się kolejnictwem. Jednym słowem to była ważna osobistość; ktoś, kto dużo podróżował i kto zazdrościł ludziom, którzy mogli żyć w spokoju w swoich domach. Tym samym osobom, które najprawdopodobniej zazdrościły mu tych jego niekończących się podróży luksusowymi pociągami i pobytami w wielkich hotelach. Wiadomo, trawa u sąsiada zawsze jest bardziej zielona. Mam tylko jedno zastrzeżenie, co do treści powieści. Książka płynnie prowadziła mnie przez kolejne tropy, przygody i małe odkrycia, aż tu nagle ciach, ciach! Kilka stron i po zagadce. Czuję lekki niedosyt, nie zdążyłam dobrze się rozejrzeć po scenie, wycelować palca w potencjalnego mordercę i stwierdzić: to on, a tu już pozamiatane. Mimo to, uważam, że to świetna powieść do stawiania pierwszych kroków literaturze o zabarwieniu kryminalnym. Książka, która nie przestraszy młodych czytelników nagromadzeniem szczegółów, skomplikowaniem fabuły i nie ocieka przemocą.
 
Myślę, że autor będzie mógł być z siebie naprawdę dumny, jeśli czytelnicy zafascynowani przygodami tytułowej trójki, sięgną w przyszłości po dzieła takich nazwisk jak Arthur C. Doyle, czy Agatha Christie. Hm… a może również po naszą Chmielewską?  To dopiero byłby sukces czytelniczy i edukacyjny.


Książka przeczytana w ramach wyzwań Książkowe Podróże.
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa 

wtorek, 28 kwietnia 2015

W tak pięknych okolicznościach przyrody

Sezon czytania na dworze uważam za otwarty! Z nieodłączną kawą, rzec jasna, w zasięgu oka i ręki. A skoro czytanie, to czy może być w bardziej uroczych okolicznościach przyrody, niż te poniżej?


Na zdjęciach Owocowy Raj:) Zapraszamy!

wtorek, 21 kwietnia 2015

Bądź DIY. Intymny portret zakupowy Polaków

Bądź samowystarczalny, bądź DIY, uprawiaj ziemię, kiś ogórki, miel mąkę, naucz się obsługi piły.
Minimalizm jest modny, wyszukiwarka szaleje, gdy wrzucisz do niej hasło DIY, "Cokolwiek DIY" od biżuterii, przez ciuchy, meble. Moda? Przebłyski normalności w zalewie całej masy niepotrzebnych must have tego sezonu, czy skąpstwo? 


Marta Sapała zamieściła w Internecie ogłoszenie: szukam zakupowych ascetów / skąpców / finansowych minimalistów. Z 50 ochotników ostatecznie do akcji przyłączyła się dwunastka. Dwanaście gospodarstw domowych, złożonych z od jednej do pięciu osób. Różna zasobność portfeli, zatrudnienie, światopogląd i miejsce zamieszkania. Jest kilku warszawiaków, są mieszkańcy Krakowa, Reyjkaviku, Szczecina i paru wsi rozsianych po Polsce. Część z nich bierze udział w eksperymencie/zabawie z ciekawości, chęci poznania siebie i przewartościowania życia. Dla innych oszczędność nie jest niczym nowym, ograniczenie wydawania to codzienność, jedyny sposób na utrzymywanie się na powierzchni.

Próba: Dwunastu uczestników. Dziesięć rodzin, dwójka singli.
Czas trwania: 12 miesięcy. 
Cel: Ograniczyć zakupy. Wydawać najmniej jak się da. Tylko na to, co jest naprawdę niezbędne

Obiecujący eksperyment bez doprecyzowanych zasad. Każdy z uczestników sam ustala, co dla niego kryje się pod pojęciem niezbędności. Mydło? Kawa? Nowa sukienka? Marta Sapała prowadzi nas przez cały rok nieśpiesznie, starannie opisując zmagania z niekupowaniem. Jak sama pisze: przez ten rok zaglądam do nie swoich portfeli, spiżarni, szaf i głów.<...> Razem ze wspólnikami w konsumpcyjnym poście przyjrzymy się temu, ile (oraz jak) się obecnie płaci za poczucie bezpieczeństwa, szacunek, spokój, jaki jest koszt dobrych relacji ze światem, a jaki – samowystarczalności. Jak przeliczyć czas na pieniądze, pieniądze na przedmioty, przedmioty na relacje. Czy redukcja we wszystkich tych dziedzinach daje swobodę, a może wręcz przeciwnie?

Bohaterowie Mniej... radzą sobie z zakupowym ascetyzmem różnie. Z umiarem, oswajając się z nową sytuacją lub rzucają się niepohamowanie na bycie zakupowym ascetą, przez co dochodzi do absurdalnych sytuacji. Dziecko ma za zadanie przynieść do przedszkola misia pluszaka, co robi mama? Oczywiście, że nie kupuje go. Przetrząsa olx, tablice, wymienniki internetowe, oddam za darmo, wymienię, zamienię, nagabuje znajomych, rodzinę. Dobrze, że nie wydarła misia z rąk jakiegoś przypadkowego dziecka na ulicy. Traci przy tym mnóstwo czasu i energii, czy cena misia jest tego warta? Inny przykład. Panna X chce odkurzyć mieszkanie, ale przecież nie kupi odkurzacza. Co robi? Wsiada na rower, pędzi dwukołowcem do koleżanki przez pół miasta, pożycza od niej potrzebny sprzęt, wrzuca na ramę i z wiszącą rurą od odkurzacza zasuwa z powrotem przez pół miasta. Trąci przesadą? Niektóre z pomysłów na oszczędzanie są dość abstrakcyjne, jak wyżej, inne wręcz drastyczne, ale pomyli się ten, kto stwierdzi, że to książka tylko o oszczędzaniu. 

Autora zręcznie wprowadza nas do świata, do którego nie zaglądałam wcześniej, ba, nie miałam pojęcia, że istnieje. Kooperatywy spożywcze, wymiany nasion, wymienniki społecznościowe (warto tam zajrzeć!), rolnik, który pozwala wejść chętnym na swoje zebrane maszyną pole i wyzbierać  resztę plonów. Co ciekawe, takie zajęcie przyciąga nie tylko potrzebujących. Nagle staje się super modne, godne wrzucenia zdjęcia na facebooka, zrobienia dzióbka na instagram prosto z pola. Oczywiście w markowych kaloszach. Zbieranie cukinii z pola wśród błyskających fleszy jest glamour, jest chęcią, a nie koniecznością. Kolejny absurd, czy moda?

Choć dobrze po połowie książka zaczęła mi się lekko dłużyć, ile w końcu można czytać o tym, co ktoś kupić lub czego nie kupił i jak się z tym czuje, polecam ją. Mnóstwo nowych haseł, odnośników, myśli. Warto się na nią pochylić, pośmiać z ludzkiej potrzeby posiadania i zachłystywania się kolejnym, niepotrzebnym przedmiotem. I pójść do centrum handlowego, bądź nie:)


wtorek, 14 kwietnia 2015

Miłosny napój, czyli nuda do ostatniej kropki.



Schmitt i nudna książka? Niewiarygodne, ale prawdziwe!
 
Przykro mi, Panie Autorze. Choć jestem fanką, prawie fanatyczką, Pana literatury, sposobu kreślenia zdań, budowania intryg, mistrzowskich zwrotów akcji, jak choćby tych w "Małych zbrodniach małżeńskich", tym razem jestem zmuszona napisać tylko: Ale nuuuda! Nuda do ostatniej kropki.

Historia po-miłosna dwojga ludzi. Książeczka w formie listów, które zapamiętale do siebie piszą byli kochankowie, okraszona banalnymi niby-złotymi myślami. Stereotypowo podzielone role męska i damska, powtarzanie się- zdanie czas nie jest sojusznikiem miłości nieprzyzwoicie podobne do czas nie jest sprzymierzeńcem miłości z "Małych zbrodni małżeńskich" oraz przyciężkawe wywody w pogranicza psychoanalizy i nudy. Do tego niezbyt wyrafinowany, dający się łatwo prześwietlić fortel jednego z bohaterów i słaby warsztat. To wszystko nie zachęca do czytania. Niewątpliwym plusem "Miłosnego napoju" jest jego objętość. Szczęśliwie dla czytającego, książka jest króciutka i nie zabiera zbyt wiele czasu, który można przeznaczyć na ciekawsze lektury.
Wstyd, Panie Autorze.



niedziela, 12 kwietnia 2015

Smakowity kąsek- również dla dorosłych



Mamo, a dlaczego trzeba jeść owoce? Bo są zdrowe. Tato, a co ma w sobie gruszka? Witaminy. A burak? Też witaminy. A jabłko? Przecież wiesz:) Nudaaa... 

Agnieszka Sowińska postanowiła odczarować zwyczajność jarzyn, zapraszając nas do ich wnętrza. Od progu, a raczej od skórki witają nas osobliwi lokatorzy: błonnik, witamina C, B, garbniki, potas, magnez... Cała załoga! Możemy podglądać do woli ich zajęcia, przeżywać z nimi przygody i zupełnie przy okazji uczyć się. 



Na wstępie każdy z małych bohaterów jest zgrabnie scharakteryzowany, choćby cukier, który lubi przesiadywać w kuchni. Ma spory brzuszek, ale stara się tym nie przejmować. Nadaje słodki smak owocom i warzywom. Witamina A za to świetnie wygląda. Jest ciekawa świata i często dostrzega to, czego nie widzą inni. Dba o nasz wzrok. Dalej czekają na nas piękne zilustrowane tytułowe przekroje owoców i warzyw, z małymi mieszkańcami, zajętymi swoimi codziennymi sprawami. Spójrzcie sami!

Pierwszy raz mam do czynienia z książką, której się nie czyta tylko opowiada. A opowiadać ją można bez końca, za każdym razem dowolnie tworząc przygody. Świetna pozycja, której przeglądanie sprawiło frajdę nawet mi, trochę starszemu dziecku :) Rozwija wyobraźnię, poszerza słownictwo, przemyca mimochodem zdrowe przekąski, zwiększając ich atrakcyjność. Uczy i przede wszystkich bawi. Smakowity kąsek!      Brawo, pani Agnieszko!

Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękuję wydawnictwu