środa, 24 czerwca 2015

Cesarz wszech chorób. Biografia raka.


Źródło

Idzie rak nieborak


Siddhartha Mukherjee stworzył nietypową biografię. Jej niechlubnym bohaterem jest rak. Twór, który od wieków jest nieodłącznym towarzyszem człowieka. 


Wyśmienite dzieło popularnonaukowe
Cesarz wszech chorób prowadzi nas przez kręte ścieżki historii walki z rakiem. Poprzez średniowieczne komnaty chirurgów, przez domysły, wymysły, przypadkowe odkrycia leków oraz batalie polityczne, by uświadamiać społeczeństwo choćby o szkodliwości palenia papierosów. I nieustanne próby walki z chorobą, nader często zakończone niepowodzeniem. Nie jest to jednak melodramatyczna powieść wyciskająca łzy i niedająca spać w nocy. To wyśmienite, monumentalne wręcz dzieło popularnonaukowe. Napisane jest z wdziękiem, znawstwem tematu i pedagogicznym zacięciem. Aby zrozumieć mechanizmy powstawania choroby i jej leczenia nie trzeba mieć wykształcenia medycznego, wszystko jest napisane zrozumiale, prostym językiem. Bez zadęcia, bez profesorskiego patrzenia z góry. To cenię.

CV  


Najstarsze "okazy" nowotworów, które znaleziono na szczątkach szkieletu, datowane są na okolice 4000 p.n.e. 
2500 p.n.e. Egipt. Imhotep, słynny medyk,  nadmienia na papirusie o nowotworze piersi. Stawia diagnozę, ale stwierdza z pokorą, że nie ma leczenia, które byłoby skuteczne, i tym samym zamyka sprawę
500 p.n.e. Persja. Pierwsza odnotowana mastektomia. Królowa Atossa znajduje guzek w piersi. Stosowane leczenie nie przynosi rezultatu, dlatego za namową greckiego niewolnika-lekarza,  pozbywa się piersi i tym samym raka. 
300 p.n.e. Grecja. Hipokrates nadaje nazwę guzowi karkinos, czyli z  greckiego rak lub krab. Ojciec medycy twierdził, że raka lepiej zostawić bez leczenia, ponieważ wtedy pacjenci dłużej żyją.
Krótki przegląd starożytnej historii pokazuje, że nowotwory towarzyszą człowiekowi od zawsze, a rak to jedna z najstarszych chorób, jeśli nie najstarsza. Mam nadzieję, że ten pobieżny życiorys zamknie usta tym, którzy wykrzykują, że rak to znak naszych czasów wywołany konserwantami w obiedzie i dziurą ozonową  w niebie. Owszem nowotwór to choroba cywilizacyjna, ale sama cywilizacja nie powodowała raka, lecz przez to, że wydłużyła ludzkie życie wydobyła go na jaw piszę za autorem.


Jak grać, żeby wygrać?


Kwintesencją książki nie jest opis cudownego lekarstwa. Mukherjee twierdzi, że wojnę z Rakiem można najsensowniej „wygrać”, modyfikując definicję „zwycięstwa”. Brzmi jak przyznanie się do nieuniknionej porażki? Wcale! To oświadczenie po prostu wynika ze zrozumienia natury raka. Dziś wiemy, że nowotwór jest na stałe związany z naszym DNA, że, cytując autora, całkowite wyeliminowanie raka jest zatem tak samo możliwe jak wyeliminowanie procesów fizjologicznych opartych na rozwoju- starzenia się, odnowy, zdrowienia, rozmnażania. Przerażające? Bardzo! Zwłaszcza jeśli chodzi o zachorowania dzieci. Z drugiej strony, człowiek musi mieć jakieś naturalne zewnętrzne ograniczenie życia. Kiedyś tą barierą była starość, mówiło się, że ktoś umarł „ze starości”. Przy dzisiejszych zdobyczach medycyny, zmienia się próg wiekowy starości. A przecież  nasze komórki coraz dłużej dokonują podziałów, a ciała się starzeją, przez co nieuchronnie akumulują się mutacje- rak może więc wyznaczać  ostateczną granicę naszego rozwoju jako organizmu.
 
Książka medyczna, która jest skomponowana  i wciągająca jak klasyczna powieść, to już wiele. Jeśli do tego dodamy poczucie humoru i gry słowne autora, poprzeczka wędruje w górę. Wisienką na literackim torcie jest obycie Siddharthy Mukherjee z literatura piękną, z której chętnie przytacza fragmenty. Dla mnie rarytas!




niedziela, 21 czerwca 2015

Nie czytaj! Raz rozbudzona wyobraźnia nie da się uśpić.

Nie jestem fanką wklejania filmików i innych cudeniek na bloga, ale tym razem nie mogłam się powstrzymać:)

Miłego odbioru:)



#2 Sherlock Lupin i ja. Ostatni akt w operze

Źródło

Londyn wzywa!

Irene wraz z ojcem i panem Nelsonem wyrusza do Londynu. Oficjalnym powodem wyprawy jest występ sławnej śpiewaczki Ophelii Merridew, którego nie sposób przegapić. Prawdziwy motyw jest inny, rodzina Irene ucieka przed wojenną zawieruchą. Jest wrzesień 1870 roku, trwa wojna francusko-pruska.

Młodociani detektywi wracają
 
W Londynie, oprócz wizyty w operze, na Irene czeka dwóch przyjaciół poznanych latem, na wakacjach w Saint- Malo. Niestety na pierwsze umówione spotkanie nie dociera Lupin. Przyjaciele dopiero z gazety dowiadują się, że jego ojciec, znany cyrkowiec, został oskarżony  o morderstwo. Théophraste jest podejrzany o zabicie asystenta sławnego kompozytora Giuseppe Barziniego i osadzony w areszcie. Trójka nastolatków ma tym samym bardzo osobiste zadanie do wykonania. Wierzą, że to nie Théophraste jest mordercą, muszą więc znaleźć prawdziwego zabójcę i udowodnić tym samym niewinność taty Lupina. Oczywiście to dopiero początek pełnych zwrotów akcji przygód.

Motyle w brzuchu 

Mimo że zdecydowanie zawyżam średnią wieku czytelników tej serii, nie przeszkadza mi to. Sherlock Lupin i ja to ciekawa i zawadiacka lektura na umilenie sobie popołudnia. 
W tej części nasi bohaterowie są ciut starsi, trochę inaczej patrzą na świat i na samych siebie. Jest pierwszy pocałunek, pierwsze drżenie ramion i małe rozterki sercowe. Nie przyćmiewają one fabuły, a łagodnie przypominają nam, trochę starszym, jak to jest mieć pierwsze, delikatne motyle w brzuchu.


Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa 




wtorek, 16 czerwca 2015

O matko z córką! Opowieść z gatunku męczących.

Źródło

Zamiast wstępu

Mimo niewielkich gabarytów wymęczyła mnie ta książka na całego. Narracja przypomina lub stylizuje się na strumień świadomości znany choćby z Pani Dalloway V. Woolf. W Córeczce jednak są momenty, gdy tenże strumień zamienia się w rwącą rzekę, nie do przejścia suchą stopą.

O matko z córką!
Oprócz wyrzucanych, jak serie z automatu zlepków emocji, odczuć i wyobrażeń głównej bohaterki Aliny, o dziwo znalazło się również miejsce na fabułę. I to jaką! Neurotyczna kobieta sukcesu, której małżeństwo dalekie jest od ideału- prawdopodobnie zdradzałam męża tyle razy, ile razy on deklarował pod kołdrą jednonocną miłość swoim kochankom- zachodzi w ciążę. Na świat przychodzi Ewa, która ma być rodzinną lutownicą i scalić chore małżeństwo. Dorysuje nam uśmiechy za uszy. Niestety  dziecko ginie w niewyjaśnionym do końca wypadku.  Pojawiają się za to w życiu Aliny wspomnienia z dzieciństwa i matka we własnej, znienawidzonej przez Alinę osobie. Jest chora relacja z rodzicielką, śmierć dziecka, zatracenie się w pracy i udawanie, że wszystko gra. Żeby dodać historii smaczku wszystkie negatywne emocje i zdarzenia dają  naszej super bohaterce kopa do działania. Są jej motorem i motywacją do jeszcze większego gonienia za pracą, za kochankami... To wcale nie jest najgorszy pomysł na książkę, ale wykonanie mnie przerosło. Znudziło i zgnębiło.

Czy tylko ja tak czuję? 

Czytam recenzje tej książki, sprawdzam, czy inni czują podobnie jak ja. A tu niespodzianka! Że nowa jakość, że alternatywa, że super, że poezja, metafora  i pięknie.  To ja się pytam, gdzie to pięknie? Wynurzenia neurotyczki z zaburzeniami w relacjach z innymi ludźmi. Matka to tylko przedsionek, a raczej worek, do którego wrzuca wszystkie swoje lęki, złorzeczenia i problemy. Matka jest po prostu łatwą ofiarą, którą można opluć, skrzyczeć,a ona i tak wróci. 

Według mnie książka jest zwyczajnie kiepska. Pogmatwana- ale teraz wyjdę na lenia intelektualnego, który czyta tylko łatwe kąski, co nie jest prawdą. Jest niezrozumiała i nudna, ale- patrz zdanie wyżej. Ja książkę odradzam tym, którzy lubią łatwe kąski i tym, którzy cenią sobie dobrą literaturę. To jest zdecydowanie opowieść z gatunku męczących. 

Książka przeczytana w ramach wyzwań:  

sobota, 13 czerwca 2015

Czyż nie dobija się koni?

Witajcie w słonecznej Kalifornii!
Jest rok 1935, Ameryka powoli podnosi się z Wielkiego Kryzysu, nadal szaleje bezrobocie. Brak perspektyw i środków do życia sprawia, że młodzi ludzie szukają różnych sposobów, by utrzymać się na powierzchni.

Absurdalny maraton taneczny

Jednym z pomysłów  na przetrwanie jest udział w turnieju tanecznym. Czapki z głów panie i panowie, dzisiejszy Taniec z Gwiazdami to pestka. Hollywoodzki maraton trwał nawet 3 miesiące bez przerwy!  Nie chodziło w nim o popisywanie się umiejętnościami tanecznymi, ale o przetrwanie. Spragnieni wrażeń widzowie, czy raczej rozwydrzona gawiedź ciągnęła tłumnie, jak na starożytną arenę, by oglądać wymęczonych, upodlonych ludzi, którzy ostatkiem sił szurali nogami.

Wikt i opierunek
Zasady były proste. Zgodnie z regulaminem tańczyło się godzinę i pięćdziesiąt minut, po czym następowała dziesięciominutowa przerwa na wypoczynek, w czasie której można było spać, jeśli ktoś miał ochotę. Ale w ciągu tych dziesięciu minut człowiek musiał się także ogolić czy wykąpać, opatrzyć nogi albo załatwić inne niezbędne sprawy. Organizatorzy turnieju zadbali o to, by na miejscu byli pielęgniarze, lekarz oraz sędziowie, którzy kontrolowali, czy zawodnicy się poruszają. W maratonie wystartowały 144 pary,  skuszone wizją głównej nagrody– 1000 dolarów. Jednak wygrana to nie wszystko, wielu z tych dzieciaków godziło się na tę poniżającą zabawę tylko dlatego, że mieli na czas jej trwania zapewnione jedzenie i miejsce do spania. Wielu miało nadzieję, że wypatrzy ich sławny producent lub reżyser i staną się wschodzącymi gwiazdami kina.

Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomą

Główni bohaterowie, para numer 22, poznali się zaledwie chwilę przed turniejem.  Krótka rozmowa, spacer i pada propozycja, by wziąć udział w konkursie.  Oboje marzą o wielkiej karierze w Hollywood, Gloria chce być aktorką, Robert reżyserem, mają nadzieję, że zabłysną w maratonie, że wypatrzy ich jakieś sławne i otworzy drzwi do kariery. Nic z tego. Konstrukcja książki sprawia, że już od pierwszej strony znamy jej zakończenie. Robert zabija Glorię. Nie jest to jednak tani romans z tragedią w tle,  a zabicie Glorii trudno nazwać morderstwem, to raczej akt miłosierdzia. Nie wiem, skąd  w tak młodej dziewczynie, tyle jest zgorzknienia, autodestrukcji i chęci śmierci. Cały czas powtarza, że wolałaby umrzeć, tylko brakuje jej do tego odwagi, że chciałaby, by ktoś wyręczył Pana Boga. Gdy prosi Roberta, by ją zastrzelił, ten po kilku odmowach, w końcu jej ulega. Strzela. Idzie do więzienia, staje przed sądem i otrzymuje wyrok śmierci. Gdy policjant pyta go, dlaczego to zrobił, odpowiada: Prosiła mnie o to. (...) – Nie miałeś żadnego innego powodu? – A czyż nie dobija się koni? Czy Robert był tak słaby, teraz powiedzielibyśmy, nieasertywny, czy może Gloria tak natarczywa? Może to nie był pierwszy człowiek, którego prosiła, o tę niecodzienną przysługę...


Wielki Brat patrzy

Mimo, że książka powstała na wiele lat przed pierwszym reality show, nie potrafię uciec o skojarzeń z Wielkim Bratem. Jest publiczność, są tańczącymi, upodleni bohaterzy. Żeby dodać więcej pikanterii całemu wydarzeniu na scenie zostaje zaaranżowany ślub jednej z par, organizowane są codzienne, wykańczające wyścigi. Jedna z tańczących jest w zaawansowanej ciąży. W  szeregach publiczności pojawiają się detektywi i łapią mordercę, jednego z uczestników "zabawy". Aż chce się krzyknąć chleba i igrzysk! Więcej krwi, więcej akcji! Niech się pocą, płaczą, rozpaczają, by będziemy patrzeć.
Książka jest okraszona bogato kadrami  z jej ekranizacji o tym samym tytule. Na szczęście, jeszcze jej nie oglądałam, z tym większym smakiem siadam do niej teraz.
 

Z wielką przyjemnością trzymam w ręce sfatygowaną, zaplamioną książkę, która ma prawie tyle lat, co ja i została  przeczytana w ramach wyzwań:


środa, 10 czerwca 2015

Niech żyje wolność, czyli moja pierwsza w życiu prawdziwa własna polędwica.

Kupiłem wędlinę bez bicia się z ludźmi! bez krzyku! bez poniżania! Kilo siedemdziesiąt, długa, pachnąca, różowa. Mam 23 lata i to moja pierwsza w życiu prawdziwa własna polędwica. 

Antologia 20 lat nowej Polski w reportażach według Marcina Szczygła rozpoczyna się od dziennika w/w młodego dziennikarza, który zaczyna pracę w Gazecie Wyborczej i ma cudowną umiejętność opisywania rzeczywistości. Świetnie napisany, momentami uroczy; kupiłem pierwszy raz kiwi. Wygląda jak ziemniak, ale w środku-ekstaza, pokazuje jak daleko odeszliśmy (na szczęście!) od rzeczywistości około transformacyjnej. Zachwyt i radość z zakupu swojej pierwszej polędwicy na wyłączność teraz wywołuje tylko uśmiech na twarzy, pamiętajmy jednak, że przygoda ta miała miejsce w 1989 roku. Teraz się proszę zastanowić, jak wiele się od tego czasu zmieniło. I przestać biadolić:)

20 lat nowej Polski...to nie tylko wspomnienie końca kartek na mięso, to zbiór reportaży, z których każdy niesie ze sobą historię zwykłych ludzi, na tle przemian. Politycznych, społecznych i tych, które zaszły lub muszą zajść w nas, w naszym pojmowaniu świata. Znajdziemy tutaj obrazy o fenomenie disco polo, Radiu Maryja, trudnej młodzieży, przemycie narkotyków, bohaterach filmowego Długu i o tym, że ludzie wstydzą się tego, że kiedyś komuś pomogli, oraz o innych kwestiach, które składają się na spójny obraz naszej polskiej współczesności. 

Wojciech Tochman napisał kiedyś: nie chcę kogokolwiek swoim pisaniem wzruszać. Staram się pisać tak, by poruszać, wstrząsać. Z takiego poruszenia coś może dobrego wyniknąć, ze wzruszenia najwyżej mokra chusteczka.  Kilka tekstów tutaj w ten właśnie sposób porusza, jak choćby znany szeroko Wściekły pies Tochmana.  Nie będę przytaczać tej historii, choć zachęcam do jej przeczytania. Może właśnie dlatego, że jest tak trudna i niejednoznaczna, mocno porusza. Szarpie. Dowodem niech będzie notka pióra Mariusza Szczygła. Kiedy książka „Wściekły pies” pojawiła się w księgarniach, w przeciwieństwie do innych książek Tochmana, na które recenzenci rzucali się chciwie, przez dwa miesiące nikt o niej nie napisał. Jakby historia księdza zaparła wszystkim dech.

Obok tego mocnego tekstu są inne, równie ważne, choć mniej znane. Poruszają kwestie trudnych relacji polsko-żydowskich, gdzie medale Sprawiedliwy wśród Narodów Świata przyznawane za pomoc niesioną Żydom w trakcie IIWŚ podawne są po cichu, nie celebrowane, tak by sąsiedzi się nie domyślili. Polecam również nieoczywiste spojrzenie na młodych gniewnych z pewnego gimnazjum z tekstu Wal się, szkoło! Po to, aby przypomnieć sobie, że nic nie jest tylko białe lub czarne, a za kłopotami wychowawczymi często czają się domowe piekła.

Na szczęście wśród ponurych i przejmująco smutnych reportaży znalazło się miejsce na komiczne teksty. Jak choćby Usta są zawsze gorące, o naszym narodowych fenomenie disco polo i Trend-owaci oraz Polska w ogłoszeniach. Na zakończenie, specjalnie dla Was ode mnie i od Antologii rada sprzed lat. Rada, jak zarobić milion złotych w minutę. 

Musisz mieć odpowiednią sumę pieniędzy, którą złożysz w banku na taki procent, abo co minutę procentowała Ci o milion. Jaka to ma być suma? To już musisz obliczyć sam. 

Proste, prawda?:)


poniedziałek, 1 czerwca 2015

Pierwsze podsumowanie Celowania + hasło na czerwiec


Witajcie!
W pierwszym miesiącu wyzwania lista osób, które zdecydowały się Celować w zdanie, nie jest może imponująca, ale wierzę, że z każdym kolejną edycją spotka się z szerszym odbiorem:)


Uczestnicy:
Przeczytane książki:


Jeśli ktoś przeczytał książkę, ale zapomniał dodać ją  w komentarzu- piszcie :)

Hasło na czerwiec: letnia przygoda

Więcej o samym wyzwaniu TU
Pozdrawiam i życzę samych letnich przygód :D