Od prawdy zawsze wolałam niepewność- to jedno z najczęściej wynotowywanych zdań z cieniutkiej Tajemnicy Pani Ming. Z przymrużeniem oka, dochodzę do wniosku, że właśnie przez to zdanie nie ujęła mnie ta książka. Nie znoszę niepewności, tego stanu zawieszenia, w którym każda prawda, nawet ta najgorsza, jest mile widziana. Byle by wiedzieć i móc działać. Iść do przodu, zamiast trwać w lepkiej niepewności. Drugim okiem mrugam do Was pisząc, że nie za wielka musiała być tytułowa tajemnica, skoro zmieściła się w tak krótkim opowiadaniu.
Pewien handlowiec, lekkoduch udaje się do Chin finalizować umowy dla firmy, w której pracuje. Nasz bohater nie ma żony ani dzieci, a od domowych obiadków woli niezobowiązujące romanse i życie na walizkach. Podczas kolejnej chińskiej delegacji, w hotelowej toalecie poznaje Panią Ming. I tu następuje przebogaty opis wspomnianej Pani, która pracuje jako babcia klozetowa, sypie głębokimi przemyśleniami jak z rękawa, i tu słowa autora: przywraca godność tej profesji. Sacrum miesza się z profanum. Babka klozetowa ukazana jest jako władczyni wszechświata, która wydaje papier idącym za potrzebą, a przy okazji przemyca tymże potrzebującym nauki Konfucjusza.
Nie zawód Pani Ming jest tu jednak najważniejszy, lecz jej charyzma. Na niecałych 80 stronach książki, przy pomocy kilkunastu ociekających banałem, górnolotnych zdań zdołała zmienić postawę życiową Europejczyka. Albo ten przybysz z Europy był wyjątkowo podatny na wpływ, albo... wstydźcie się romantyczni bohaterowie, którym wewnętrzna przemiana zajmowała tom lub dwa. Można krócej, łatwiej i mniej dramatycznie? Można!
Po nudnym i pachnącym Januszem L. Wiśniewskim Napoju miłosnym odważnie chwyciłam za Tajemnicę Pani Ming. Przecież nudniej już się nie da pisać, więc mi nie grozi. Nudniej co prawda nie było, ale podtopiłam się w kałuży aforyzmów, afirmacji i stylizowanych na głębokie przemyśleń. I niestety nie polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz