Piotr C. "Pokolenie Ikea"
Znam
ten typ. Taki, k*a, emocjonalny dusiciel. Dusi i dusi, i dusi.
Gdzie idziesz? O której wrócisz? Pamiętaj, mamy jechać do mamy! Czemu
tyle pijesz? Inni tyle nie piją. Zabaw mnie. Jesteś taki nudny.
Nie
pójdziesz grać w kosza. Wszystko ja muszę robić. Czy ty mnie jeszcze
kochasz? Dlaczego Cię jeszcze nie ma, co Ty sobie myślisz? Zmień pas!
Stań tutaj!
Kiedy pojedziemy na zakupy do Ikei? Gdzie wchodzisz,
dopiero
myłam podłogę! Dlaczego ciągle siedzisz przy komputerze? Kiedyś byłeś
inny. Dawniej żona Ufa robiła mu laskę w parku o dwunastej w południe.
Teraz robi mu co najwyżej pranie. Man is incomplete, until he is
married. Then he is finished.
Wiecie,
że dzieci, które urodzą się w tym roku, będą rocznikiem 2011? To k***
przygnębiające. Kiedy się rodziłem w 1976, ludzie myśleli, że w 2011 to
co jak co, ale świat będzie lepszy. Mieliśmy już regularnie latać w
kosmos. Misje załogowe miały kolonizować Marsa. Ba, w 2011 może
dostałbym pierwsze mieszkanie. Po piętnastu latach czekania w
spółdzielni. A tu co? Dupa. Ch*** tam, ch***, a nie intergalaktyczne
misje.
Podoba Wam się takie pióro? Uśmiech pojawia się w kącikach ust? To do dzieła! Czytajcie! Ale uprzedzam. To nie jest śmieszna książeczka na leniwe popołudnie. Jest to lektura na pierwszy rzut oka lekka, zabawna, ironiczna, ale nie dajcie się zwieść kiepskiej fabule, płytkim dialogami i uprzedmiotowieniu kobiet. To wulgarna, bardzo gorzka i bardzo ironiczna pozycja. I w sumie całkiem smutna. O młodych, wcale nie gniewnych, pracownikach korpo. O Warszafiakach, których stać na kupno mieszkania na kredyt, ale nie stać na
jego urządzenie. Zamiast na łóżku, śpią na rzuconym na podłogę materacu z
Ikei, zamiast szafy mają kartonowe pudła i regały Billy (99 zł /szt.).
Wielkomiejski element napływowy z małych miasteczek. Żyją spędzając czas
w pracy, pracują aby spłacić kredyt. Auć!
Apel do wszystkich czytelniczek. Drogie dziewczęta, czytajcie "Pokolenie" z dystansem, bo bez niego wyrzucicie książkę przez okno już przy pierwszej stronie. A szkoda by było, bo parę dobrych razy zaśmiałam się głośno, potem zniesmaczyłam, znów się śmiałam, zamyśliłam, ręka mi zadrżała, żeby walnąć książką o ścianę.
Co jak co, ale nie przechodzi się obok tej krótkiej książeczki obojętnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz