piątek, 22 kwietnia 2016

Andrew Tarnowski. Ostatni Mazur, czyli pikantne sekrety rodu Tarnowskich.



Jak spisać historie rodzinne, by nie stworzyć fałszywie cukierkowej laurki i śmiertelnie nudnego wywodu, a jednocześnie nie stać się wrogiem publicznym pozostałych przy życiu członków rodziny. Oczywiście trzeba być ostrożnym i taktownym, a i to nie gwarantuje sukcesu. 

"Ostatni Mazur" to historia trzech pokoleń Tarnowskich, potężnego rodu magnackiego, polskiej arystokracji. Zahacza ona o XIX wiek opisując przedwojenną dworkową rzeczywistość i kończy się w wolnej Polsce. To kronika upadku jednego z najstarszych rodów w Polsce. Historia niedyskretna, wręcz sensacyjna, ale przez naszą słabość do plotek i poznawania czyiś sekretów, tym bardziej pociągająca. To swoisty kolaż książki przygodowej i popularnonaukowej z historią Polski w tle, historią tym ciekawszą, że widzianą z innej perspektywy, oczami Brytyjczyka polskiego pochodzenia. Czyta się ją wybornie.

Książka ta nie jest jednak hymnem pochwalnym dla swoich przodków, wręcz przeciwnie, Andrew Tarnowski nie pozostawia na swojej arystokratycznej rodzinie suchej nitki, bezwzględnie wytykając ich wady i nikczemności. Obnaża słabości rodziny, przedwojenne, lekkie podejście do życia i pracy- jeśli już ktoś pracował, zwykle była to praca naukowa ewentualnie nadzór nad ekonomem. I to nadzór pozorny, bowiem to zarządcy faktycznie kierowali pracą w majątku. Tarnowscy nie mogli narzekać na nadmiar obowiązków, co sprzyjało hulaszczemu trybowi życia i wiecznej zabawie. Autor "Ostatniego Mazura" nie może jednak przede wszystkim przeboleć braku miłości, który przechodził z pokolenia na pokolenie, niczym choroba genetyczna. Wielokrotnie pisze o niszczącym relacje braku czułości. Być może to był znak tamtych czasów, że dzieci były wychowywane przez nianie, a do rodziców przychodziły raz dziennie ucałować ich w dłoń i chwilę pogawędzić. Jednak ta oschłość i dystans w stosunku do własnych latorośli odbija się potem na dorosłych już dzieciach. Pozbawione miłości w dzieciństwie, nie potrafią tworzyć szczęśliwych związków i sami nie potrafią okazać miłości własnym dzieciom. Mam wrażenie, że Tarnowskiemu podczas pisania tej książki spadł z serca wielki ciężar, że w końcu mógł się wyżalić, powiedzieć jak czuł się jako niechciane dziecko rodziców, którzy ciągle walczyli ze sobą, zdradzali się, by się ostatecznie rozejść. I jednocześnie przyznać się do własnej porażki, do tego, że nie potrafił uratować własnego pierwszego małżeństwa, jakby klątwa Tarnowskich ciągle działała. Z drugiej strony autor potrafił również chwalić osiągnięcia rodziny, ich mocne charaktery i bohaterskie czyny. Zwłaszcza te wojenne, choć sama wojna obeszła się z nimi łagodnie. Owszem tułaczka rodziny w czasie IIWŚ, była przykra i niebezpieczna, ale nadal istniał wielki rozdźwięk między nimi, a mniej majętnymi uciekinierami. Przypominają mi się  gorzkie słowa mojej babci - tylko bogaci uciekali, biedni nie mieli za co. A bogaci Tarnowscy korzystając z wielu koneksji bawili się nadal, tyle, że w bardziej egzotycznych miejscach. Dla wielu wystawne życie skończyło się dopiero po wojnie, na emigracji, gdy w Polsce trwała ponura PRL, a na obczyźnie nagle hrabia musiał wyżywić rodzinę własnymi rękoma. Musiał zderzyć się z zupełnie nowym światem i pożegnać swój przedwojenny raj utracony.

Jak spisać historie rodzinne, by nie stworzyć fałszywie cukierkowej laurki i śmiertelnie nudnego wywodu, a jednocześnie nie stać się wrogiem publicznym pozostałych przy życiu członków rodziny. Przepraszam, Rodu. Oczywiście trzeba być ostrożnym i taktownym, a i to nie gwarantuje sukcesu. Tak było w przypadku autora "Ostatniego Mazura", który za publikację powieści o swojej rodzinie, i o sobie samym, został wykluczony ze Związku Rodu Tarnowskich. Tarnowscy to poważny ród magnacki, a z ich głębokiego oburzenia wydaną publikacją można wywnioskować, że można o nich mówić tylko dobrze, ewentualnie milczeć. A i to milczenie powinno być pełne szacunku.



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Celowanie,  W 200 książek dookoła świata.





poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Chata Magoda. Ucieczka na wieś.


W 2004 roku Jagodę i Maćka znudziło miejskie życie na tyle, że postanowili zaszyć się na wsi. Decyzja na czasie, rzucić pracę, najlepiej w korporacji, i zacząć wszystko od nowa na łonie natury. Odkrywać swoje talenty, nowe pasje i zarabiać na nich. Bardzo pociągające, modne, ale niełatwe. Wybrali Bieszczady. Kupili ziemię, znaleźli drewniany dom pod Rzeszowem, przenieśli go(!) do Lutowisk i zaczęli myśleć, z czego będą się na tej wsi utrzymywać. Wybrali prowadzenie gospodarstwa agroturystycznego.

Zdecydowanie p. Jagoda odrobiła swoje zadanie domowe. Doświadczenie zdobyte w agencji reklamowej wykorzystuje cały czas przy tworzeniu sielskiego wizerunku agroturystyki. Dopieszczony, pełen pięknych zdjęć blog, starannie prowadzona strona na FB zachwycają i zapraszają do odwiedzin tytułowej Chaty. Magoda podbiła moje serce, na razie tylko na odległość, na długo przez wydaniem książki. Najpierw był artykuł w gazecie, potem śledziłam blog i zachwycałam się zdjęciami. Piękny rustykalny wystrój, przemyślany do najdrobniejszego szczegółu, idealnie trafia w moje wyobrażenie o wnętrzu idealnym. Urocze chaty, zadbany ogródek i góry spowite poranną mgłą, to prawdziwa uczta dla oczu. Książka jest równie czarująca, to swoisty kolaż historii bohaterów, opisu życia w zgodzie z rytmem natury oraz poradnik, od czego zacząć przeprowadzkę na wieś. Co prawda wstęp o czterech żywiołach jest trochę banalny, ale zdjęcia to rekompensują. Przyjemnie się ją czyta i przegląda, wspaniałe zdjęcia po raz kolejny kuszą i zapraszają do odwiedzin. I choć sama w sobie odkrywcza nie jest, a rady, zwłaszcza ogródkowe, bo w tym temacie jestem na bieżąco, powielone są z innych źródeł, to autorka zgrabnie wszystko układa w całość. Znajdziemy tu kilka pomysłów DIY na dekoracje, przepisy na smakołyki i przypomnimy sobie zasady ściółkowania. Nowością dla mnie była część o przenoszeniu chat, opisana krok po kroku. 

„Chata Magoda. Ucieczka na wieś” to kolejny udany krok strategii marketingowej i wspaniała reklama gospodarstwa. Tylko gratulować autorce, że potrafi tworzyć tak piękną otoczkę. Moje uczucie jednak trochę stopniało, po wczytaniu się w opinie gości Magody na forach innych niż strona gospodarstwa na FB, bo z niej ponoć znikają neutralne i krytyczne opinie, a ostają się tylko laurki. Zdziwiłam się tak wieloma rozgoryczonymi głosami, że owszem miejsce jest urzekające, ale p. Jagoda mniej, że wręcz nie lubi ludzi. Może rzeczywistość wypada blado przy napompowanym przez blog wyobrażeniu o sielskim, anielskim urlopie w pięknym okolicznościach przyrody. Z drugiej strony niełatwo jest być zapewne służącym we własnym domu, a goście potrafią być różni.  Żeby się wypowiedzieć, trzeba by odwiedzić gospodarzy i na własnej skórze przekonać się o ich życzliwości lub jej braku. Szkoda, że te Bieszczady tak daleko, a ceny w Magodzie bardziej hotelowe niż agroturystyczne. Póki co zostaje książka. Na dobry początek.


Książka przeczytana w ramach Celowania.


Sylwia wyzywa




piątek, 1 kwietnia 2016

Podsumowanie marcowego Celowania i hasło na kwiecień.


W marcu przeczytałyśmy czternaście książek. Tak trzymać:) 

Uczestnicy:    

Przeczytane książki:

"Ziele na kraterze" Melchior Wańkowicz


"Program, część 2. Kuracja samobójców" Suzanne Young




"Uwikłani.Obsesja" Laurelin Paige

"Żniwa zła" Robert Galbraith
http://monweg.blogspot.com/2016/03/zniwa-za-robert-galbraith.html



"Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej" Michał Rusinek
http://monweg.blogspot.com/2016/03/nic-zwyczajnego-o-wisawie-szymborskiej.html

"Stephanie Plum. Smakowita piętnastka" Janet Evanovich 
http://monweg.blogspot.com/2016/03/stephanie-plum-smakowita-pietnastka.html


"Mała encyklopedia domowych potworów" Stanislav Marijanović
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/potwory-i-spoka-czyli-maa-encyklopedia.html

"Flecista" Halldór Kiljan Laxness
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/flecista-halldor-kiljan-laxness.html

"Język dwulatka" Tracy Hogg
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/tracy-hogg-jezyk-dwulatka-czyli-grunt.html

"Upadek Jerycha" Artur Lundkvust
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/upadek-jerycha-artur-lundkvist.html



Hasło na kwiecień: tradycja
Więcej o samym wyzwaniu TU