poniedziałek, 5 grudnia 2016

100 zabaw z królikiem Kazikiem



Nie wiem, czy faktycznie zabaw jest aż 100, nie pokusiłam się o liczenie, ale zestaw jest bardzo dobrze zorganizowany. Książka z zadaniami utrzymana w tematyce ogródkowo-króliczej, do tego 30 dwustronnych kart i flamaster suchościeralny.
Kapitalna sprawa! Swoją drogą nie może być inaczej, skoro zestaw jest sygnowany przez samego Kapitana Naukę:) Poza oczywistymi walorami edukacyjnymi i estetycznymi jest coś jeszcze, coś nie do przecenienia- zestaw jest wielokrotnego użytku. Piszesz, ścierasz, rysujesz ścierasz, kreślisz, ścierasz...i tak do zdrętwienia ręki lub w przypadku brzdąców, do czasu, gdy coś innego nie przykuje ich uwagi. 


"100 zabaw..." przeznaczone jest dla dzieci 4-5 letnich. To do ich poziomu dostosowane są zadania językowe, logiczne i matematyczne. Dzieci w zbliżonym przedziale wiekowym najpełniej wykorzystają króliczy potencjał. Zapewniam Was jednak, że 2,5 latka jest zachwycona zmywalnymi kartami a flamaster jest w użyciu codziennie. Książka spokojnie sobie czeka, aż  młoda czytelniczka do niego dojrzenie, natomiast karty, co prawda nie do końca zgodnie z przeznaczeniem, ale w użyciu są już dziś. 


wtorek, 1 listopada 2016

Rok w przedszkolu



Po Roku w lesie zapukał do nas Rok w przedszkolu. Inna tematyka, inna kreska oraz inne odczucia niż po Lesie. 
Rok w przedszkolu to dwanaście kartonowych rozkładówek z życia nowoczesnego przedszkola. Dlaczego nowoczesnego? Wśród przedszkolaków jest Frida, dziewczynka o zdecydowanie niesłowiańskiej urodzie, jeden z chłopców jest na wózku inwalidzkim, a przedszkole jest wspaniale dostosowane do jego potrzeb, do tego pan Marcel- złota rączka przychodzi do pracy z psem. Przedszkole przyjazne wielokulturowości, osobom z niepełnosprawnością i zwierzętom. Kupuję to, choć wkładam między bajki...

źródło
Rok w przedszkolu to książka, którą warto przejrzeć przed rozpoczęciem przygody w prawdziwym przedszkolu. Oswaja, rozśmiesza i pokazuje, jak wyglądają kolejne miesiące w tej placówce. Jak wyglądają codzienne dni, jakie uroczystości i święta czekają na maluchy. Przedszkolaki mogą opowiadać rodzicom o podobieństwach i różnicach między ich codziennym przedszkolem, a tym z książki. Dzięki wypełnieniu stron, formatu A4, gęsto detalami, możemy bez końca wyszukiwać nowe przedmioty i snuć opowieści o małych bohaterach. Budujemy spostrzegawczość dziecka, pobudzamy wyobraźnię i dowiadujemy się, jak spędza dni  w przedszkolu nasz brzdąc. Mam tylko jedną uwagę, dlaczego to nie jest kreska Emilii Dziubak? Tamte ilustracje były przepiękne i wciągające. Tym przedszkolnym brakuje tej iskierki. Rok w lesie ustawił wysoko ilustracyjną poprzeczkę, dla tej pozycji za wysoko.







sobota, 16 lipca 2016

Moja pierwsza encyklopedia obrazkowa. Jan Kallwejt


14 kart wypełnionych obrazkami z otoczenia dziecka takich jak, między innymi,  części ciała, członkowie rodziny, wyposażenie pokoju, zwierzęta, pory dnia i roku, zapewniają pełną skupienia i długą zabawę dla dziecka. Możemy do znudzenia powtarzać "to jest bocian", " to jest lampa" , "a to jest rower" i zapewniam Was, że pytanie "co to?" będzie Wam dźwięczeć w głowie długo po odłożeniu książki na półkę.  Możliwości tej pozycji są prawie nieograniczone, możemy prosić dziecko, żeby wskazało palcem dany przedmiot, możemy zadawać pytania dodatkowe, nazywać rzeczy i bawić się w naśladowanie dźwięków. I wszystko to nie wyczerpuje pomysłów na dodatkowe zabawy w oparciu o rysunki. Co tu dużo mówić "Encyklopedia" piękne wpasowała się w etap "cotowania" Naszej prawie dwulatki, która uwielbia się pytać kilkanaście razy o to samo. Do tego opanowała naśladowanie odgłosów kilku zwierzaków oraz rzeczy... i wspólne przeglądanie książki nie należy do cichych i spokojnych. Pytania "co to?" przerywane są co jakiś czas entuzjastycznym okrzykiem "Mama! Miau! Mama! Auto!" i tak sobie radośnie i głośno spędzamy czas.

Podczas gdy moja córka jest wielką fanką "Encyklopedii", ja mam pewne zastrzeżenia do niej. Nie urzeka mnie grafika, a części ciała narysowane osobno wprawiają moją córkę w lekką konsternacje, zdecydowanie łatwiej jest jej rozpoznawać oko czy rękę nieoderwaną od całości. I ten nieszczęsny nos... Tyle mojego narzekania, które w zasadzie się nie liczy, bo książka jest dla dziecka, a dziecko jest zafascynowane. O!




piątek, 1 lipca 2016

Podsumowanie czerwcowego Celowania. Przerwa.

Sylwia wyzywaSylwia wyzywaSylwia wyzywa


Uczestnicy:       

Przeczytane książki: 

Izabela Dudzińska-Antkowiak 

Przygody Filonka Bezogonka-Gӧsta Knutsson
http://karolki.blogspot.co.uk/2016/06/gsta-knutsson-przygody-filonka-bezogonka.html




Izabela "Renax" Łęcka 

Diabeł na dzwonnicy- Marek Awrynowicz
http://literackie-zamieszanie.blogspot.com/2016/06/marek-awrynowicz-diabe-na-dzwonnicy.html

Monika Piotrowska-Wegner (monweg)

Konające zwierzę - Philip Roth 
http://monweg.blogspot.com/2016/06/konajace-zwierze-philip-roth.html




Atlas lękliwego mężczyzny - Christoph Ransmayr
http://monweg.blogspot.com/2016/06/atlas-lekliwego-mezczyzny-christoph.html

Złe dziewczyny nie umierają, 2. Od złej do przeklętej - Katie Alender 
http://monweg.blogspot.com/2016/06/ze-dziewczyny-nie-umieraja-2-od-zej-do.html


Dziękuję Wam bardzo za dotychczasowy udział w Celowaniu. Wyzwanie postanowiłam zawiesić na czas bliżej nieokreślony. Nie wiem, czy to lato tak wpływa na mnie, czy codzienność, ale mam duży kłopot z czytaniem, a jeszcze większy z recenzowaniem. Mam nadzieję, że przyjdzie czas na reaktywację i wyzwania, i samego bloga, do którego mam coraz mniej cierpliwości. Pewnie taki etap miała każda z Was:) 

Pozdrawiam i raz jeszcze dziękuję!

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Podsumowanie majowego Celowania+ hasło na czerwiec

Sylwia wyzywaSylwia wyzywaSylwia wyzywa


Ze sporym poślizgiem, ale rozumiecie sami, urlop:D

Uczestnicy:       
Przeczytane książki: 

Izabela Dudzińska-Antkowiak 

"Za minutę pierwsza miłość" Hanna Ożogowska
http://karolki.blogspot.com/2016/05/hanna-ozogowska-za-minute-pierwsza-miosc.html



Monika Piotrowska-Wegner (monweg)


"Serce ze szkła" Kathrin Lange 
http://monweg.blogspot.com/2016/05/serce-ze-szka-kathrin-lange.html


"Ziemia Kobiet" Sandra Barneda

"Dziewczyna z zaułka" Magdalena Ludwiczak 
https://monweg.blogspot.com/2016/05/w-dzien-premiery-dziewczyna-z-zauka.html


"Brat bies" Marek Weiss
http://monweg.blogspot.com/2016/05/brat-bies-marek-weiss.html


"Beatlesi" Lars Saabye Christensen
http://monweg.blogspot.com/2016/05/przedpremierowo-beatlesi-lars-saabye.html


"Master" Olgierd Świerzewski
http://monweg.blogspot.com/2016/05/przedpremierowo-master-olgierd.html


"Niezwyciężona 2. Zdrada" Marie Rutkoski
http://monweg.blogspot.com/2016/05/niezwyciezona-tom-2-zdrada-marie.html



Sylwia P

"Zosia z ulicy Kociej. W podróży" Agnieszka Tyszka
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/05/zosia-w-podrozy-agnieszka-tyszka.html

"Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak" Anna Kamińska

http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/05/opowiesc-o-niezwyczajnym-zyciu-simony.html

"Gry i zabawy dla dzieci." Małgorzata Cieślak
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/05/magorzata-cieslak-gry-i-zabawy-dla.html



Hasło na czerwiec: pożegnanie
Więcej o samym wyzwaniu TU   



Sylwia wyzywa

piątek, 27 maja 2016

Małgorzata Cieślak. Gry i zabawy dla dzieci. Szału nie ma.



Gry i zabawy dla dzieci to zbiór kilkuset zabaw, od zupełnie prostych przeznaczonych dla wczesnych niemowlaków, aż do skomplikowanych dla dzieci powyżej trzech lat. Zabawy, do których realizacji nie są potrzebne drogie i modne gadżety. Wystarczą przedmioty, których używamy na co dzień i wyobraźnia.

Tyle teorii. A w praktyce? Całość jest dobrze zorganizowana, czytelnie podzielona ze względu na wiek. Bez trudu znajduje pomysły na zabawy, które są odpowiednie dla mojej córki. Ciekawym pomysłem jest dodanie osobnych zabaw dostosowanych nie tylko do wieku dzieci, ale również do okoliczności. Dzikie harce w ogrodzie, lesie, czy na plaży i przede wszystkim podczas jazdy autem. Bardzo mnie cieszy, że autorka chce uruchamiać wyobraźnię maluchów a nie włączyć im po prostu bajki na czas podróży. Minusem jest to, że wiele z proponowanych zabaw jest tak banalnych i powszechnie znanych, że niepotrzebnie zajmują miejsce w książce. Kupując taki poradnik, chcę poznać atrakcyjne, nowe pomysły na zabawy, a nie wałkować w kółko ciuciubabkę i chowanego.
Przede wszystkim ta pozycja jest mocno niedoinwestowana. Gdyby papier, na którym została wydrukowana mniej przypominał ekologiczny, niechlorowany papier toaletowy bardziej by zachęcała do lektury. Kilka kolorowych fotografii również nie zrobiłoby jej krzywdy, a zdecydowanie uprzyjemniłoby przeglądanie. Nie ukrywajmy, to nie jest powieść, którą czyta się od deski do deski, tego rodzaju pozycje często się kartuje w poszukiwaniu zabawy, która przyciągnie nasz wzrok. Te kilka nieciekawych rycin, które znajdziemy w środku wzroku nie przyciąga wcale.  Brakuje mi w niej choćby zdjęć z realizacji konkretnych zabaw. Książka o zabawach dla dzieci, powinna być kolorowa, ciekawa, zachęcająca do sięgnięcia. To taka kieszonkowa; mały format, brzydki papier, ale w miarę interesujące wnętrze. Możemy ją zabrać ze sobą w plener bez obaw, że się zniszczy, bo nie kosztowała fortuny.

Uczciwie piszę, że mając do wyboru inne poradniki, które prężą się na sklepów półkach i wręcz krzyczą kolorem, nie kupiłabym tej pozycji. No chyba, że jako dodatek, do torby piknikowej. 


wtorek, 24 maja 2016

Zosia w podróży. Agnieszka Tyszka



Babcia to cudowny wynalazek. Gdy najmłodsze rodzeństwo daje w kość, opiekuńcza mama z trudem wyrabia przy trójce pociech, a wizja wakacji w takich warunkach przeraża, do akcji wkracza babcia. Wkracza i zabiera wszystkie wnuki, poza hałaśliwymi niemowlakami, na wakacje. Nadopiekuńcza mama załatwia jeszcze jedną strażniczkę dla czwórki wycieczkowiczów i w ten sposób dwie babcie z wnukami lądują na Santorini. Niezła i bardzo zróżnicowana gromadka. Zosia z ulicy Kociej w podróży to kolejne po Sekretniku przygody niezwyczajnej rodzinki z Łomianek. Zabawne sytuacje i wszelkie perypetie zaczynają się od pierwszych stron. Energiczne babcie, Mania, która przekręca słowa i rzuca celne uwagi, chłopcy i tytułowa Zosia, która wszystkie przygody i przemyślenie zapisuje w swoim dzienniku. Choć trzeba przyznać, że coraz rzadziej po niego sięga. Woli spacery z kolegą Krisem i nie ma tyle cierpliwości, co kiedyś. Sama przyznaje, że częściej niż zazwyczaj ma muchy w nosie i sama nie potrafi siebie zrozumieć. Oho, ktoś wkracza w ekscytujący i męczący wiek dojrzewania. Zosia jest również wnikliwym obserwatorem, a oprócz  zachwytów nie boi się wydawać również niepochlebnych opinii. Te ostatnie często dotyczą polskich turystów, którzy są mistrzami w narzekaniu, nawet w tak uroczych okolicznościach przyrody jak grecka wyspa. Książka trochę moralizatorska i naiwna, ale tak w sam raz dla dzieci, by mogły przemyśleć czyjeś zachowanie i samemu wysnuć wnioski. Całość jest lekka, przystępna i  przyjemnie się ją czyta, zwłaszcza przed własnymi wakacjami.

czwartek, 12 maja 2016

Opowieść o niezwyczajnym życiu Simony Kossak, czyli ratuj puszczę z Simoną.


Kolejna, po Tarnowskich, historia upadku polskiej arystokracji. Tym razem przenosimy się do krakowskiego dworku, gdzie mieszka rodzina malarzy z dziadka pradziada. Państwo Kossak. Jeśli któryś Kossak nie maluje, to pisze wiersze- jest artystą.

Ostatnia Kossakówna od początku nie spełniała oczekiwań własnej rodziny. Nie potrafiła malować, nie była śliczna, nie pociągała jej nawet poezja. Ale przede wszystkim nie była chłopcem, czego nie mogła przeboleć jej matka. Kossakowie w książce Anny Kamińskiej jawią się jako rodzina, która nie potrafi obdarzyć miłością własnych dzieci. Pewnie taki był kanon wychowania w tamtej epoce, gdzie świat dorosłych i dzieci były od siebie niemal całkowicie oddzielone, a dzieci głosu nie miały. Simona i jej siostra Gloria w ciągu dnia rzadko widywały się z rodzicami, a gdy już miały okazję, to rodzice rozmawiali między sobą w niezrozumiałym dla dziewczynek języku. Siostry miały być grzeczne, nierozpieszczone i dobrze wychowane. O dobrym wychowaniu przypominał wiszący na ścianie pejcz, a prośba o opuszczenie pokoju, w którym się znajdywały brzmiała: Dzieci, do budy! Niełatwe to było dzieciństwo, bolesne i pozbawione czułości rodzicielskiej. Po smutnym dzieciństwie nadeszła nienajlepsza wczesna młodość i studia, a po nich wielka ucieczka z dusznego, nieczułego dworku. Simona ukończyła studia na Wydziale Biologii i Nauk o Ziemi, ale jej miłość do przyrody zaczęła się dużo wcześniej, gdy miała kilka lat i uciekała do przydomowego ogrodu, by podpatrywać życie.

bialystok.wyborcza.pl
Planowała uciec od przeszłości i wymagań rodziny jeszcze dalej- w Bieszczady, nie dostała tam jednak upragnionej pracy, więc ostatecznie zatrzymała się w Białowieży, gdzie zaczęła pracę w Zakładzie Badania Ssaków PAN oraz w Instytucie Badawczym Leśnictwa w Zakładzie Lasów Naturalnych. Zaszyła się w środku Puszczy Białowieskiej w starej leśniczówce Dziedzince, początkowo bez prądu i bieżącej wody. W mało komfortowych warunkach dla dziewczyny świeżo po studiach, jak dla dziewczyny z takiego dobrego domu. To tutaj jednak mogła oddychać pełną piersią i robić to, co kochała najbardziej. Stać się częścią przyrody, badać ją i chronić. Przeżyła tu 30 lat. Wśród ukochanych zwierząt, które więcej dla niej znaczyły, niż ludzie. Poza jednym wyjątkiem, ale to doczytajcie sami. Choć nazywano ją czarownicą nie była głupiutką, zwariowaną starą panną, która gada z dzikami. Owszem twierdziła, że poznała mowę zwierząt dzięki wieloletnim badaniom i życiu z nimi. Nie próżnowała, rozwijała się naukowo, zajmowała się między innymi ekologią behawioralną ssaków. Wykłada ekologię i ekofilozofię na Politechnice, prowadziła szeroką działalność edukatorską i dydaktyczną. Była doktorem habilitowanym, a w 2000 otrzymała tytuł naukowy profesora nauk leśnych. To nie jest właściwe miejsce, by spisać każde wyróżnienie i nagrodę, którą otrzymała i każdą publikację, która napisała. Do tego wydane książki i gawędy radiowe z cyklu "Dlaczego w trawie piszczy". Wiedzcie, że jest tego mnóstwo. 
www.muzeum.bialystok.pl
Smutny dowód na to, jak pozbawione czułości, zimne dzieciństwo wpływa na całe życie człowieka. Zraniona przez bliskich, przez swój gatunek, Simona szukała miłości wśród zwierząt i drzew, a te przyjęły ją z otwartymi ramionami. Wśród swojej białowieskiej rodziny miała kruka, który atakował rowerzystów, stado ufnych saren, które wychowywała od oseska, dzika i rysia, z którym spała w łóżku. No Lech Wilczka, swoją wielką, ludzką miłość. Nigdy jednak nie założyła własnej rodziny, nie znalazła czasu, czy bała się, że będzie takim rodzicem jak jej własna matka?

Simona była barwną postacią, nieugięta, złośliwa, czasami agresywna. Idealny przykład człowieka, który wypracował sobie grubą skorupę, by chronić nieśmiałe, wrażliwe wnętrze. Nie, eteryczna nimfa, a  kobieta z krwi i kości, która potrafiła ostro skrytykować myśliwych i zaciekle walczyła o każde drzewo w Puszczy Białowieskiej. Szkoda, że nie ma już Pani na Dziedzince, która by powiedziała, co myśli o panu ministrze w kamizelce wędkarskiej, który przyrodę przelicza na monety.

Książka rewelacyjna, historia niezwyczajna, tak jak niezwyczajne było życie Simony Kossak. Polecam ją z wielkim przekonaniem.

Książka przeczytana w ramach: Celowania i W 200 książek dookoła świata

poniedziałek, 2 maja 2016

Podsumowanie kwietniowego Celowania+ hasło na maj


Uczestnicy:       
Przeczytane książki: 




"Zdążę Cię zabić" James Patterson & Marshall Karp
http://monweg.blogspot.com/2016/04/zdaze-cie-zabic-james-patterson.html


"Poszukiwacze, 1. Stół króla Salomona" Luis Montero Manglano
http://monweg.blogspot.com/2016/04/poszukiwacze-1-sto-krola-salomona-luis.html




"Chata Magoda. Ucieczka na wieś" Jagoda Miłoszewicz
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/04/chata-magoda-ucieczka-na-wies.html

"Ostatni Mazur" Andrew Tarnowski
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/04/andrew-tarnowski-ostatni-mazur-czyli.html

Brawo Monweg:)

Hasło na maj: pokaż, że kochasz
Więcej o samym wyzwaniu TU   





piątek, 22 kwietnia 2016

Andrew Tarnowski. Ostatni Mazur, czyli pikantne sekrety rodu Tarnowskich.



Jak spisać historie rodzinne, by nie stworzyć fałszywie cukierkowej laurki i śmiertelnie nudnego wywodu, a jednocześnie nie stać się wrogiem publicznym pozostałych przy życiu członków rodziny. Oczywiście trzeba być ostrożnym i taktownym, a i to nie gwarantuje sukcesu. 

"Ostatni Mazur" to historia trzech pokoleń Tarnowskich, potężnego rodu magnackiego, polskiej arystokracji. Zahacza ona o XIX wiek opisując przedwojenną dworkową rzeczywistość i kończy się w wolnej Polsce. To kronika upadku jednego z najstarszych rodów w Polsce. Historia niedyskretna, wręcz sensacyjna, ale przez naszą słabość do plotek i poznawania czyiś sekretów, tym bardziej pociągająca. To swoisty kolaż książki przygodowej i popularnonaukowej z historią Polski w tle, historią tym ciekawszą, że widzianą z innej perspektywy, oczami Brytyjczyka polskiego pochodzenia. Czyta się ją wybornie.

Książka ta nie jest jednak hymnem pochwalnym dla swoich przodków, wręcz przeciwnie, Andrew Tarnowski nie pozostawia na swojej arystokratycznej rodzinie suchej nitki, bezwzględnie wytykając ich wady i nikczemności. Obnaża słabości rodziny, przedwojenne, lekkie podejście do życia i pracy- jeśli już ktoś pracował, zwykle była to praca naukowa ewentualnie nadzór nad ekonomem. I to nadzór pozorny, bowiem to zarządcy faktycznie kierowali pracą w majątku. Tarnowscy nie mogli narzekać na nadmiar obowiązków, co sprzyjało hulaszczemu trybowi życia i wiecznej zabawie. Autor "Ostatniego Mazura" nie może jednak przede wszystkim przeboleć braku miłości, który przechodził z pokolenia na pokolenie, niczym choroba genetyczna. Wielokrotnie pisze o niszczącym relacje braku czułości. Być może to był znak tamtych czasów, że dzieci były wychowywane przez nianie, a do rodziców przychodziły raz dziennie ucałować ich w dłoń i chwilę pogawędzić. Jednak ta oschłość i dystans w stosunku do własnych latorośli odbija się potem na dorosłych już dzieciach. Pozbawione miłości w dzieciństwie, nie potrafią tworzyć szczęśliwych związków i sami nie potrafią okazać miłości własnym dzieciom. Mam wrażenie, że Tarnowskiemu podczas pisania tej książki spadł z serca wielki ciężar, że w końcu mógł się wyżalić, powiedzieć jak czuł się jako niechciane dziecko rodziców, którzy ciągle walczyli ze sobą, zdradzali się, by się ostatecznie rozejść. I jednocześnie przyznać się do własnej porażki, do tego, że nie potrafił uratować własnego pierwszego małżeństwa, jakby klątwa Tarnowskich ciągle działała. Z drugiej strony autor potrafił również chwalić osiągnięcia rodziny, ich mocne charaktery i bohaterskie czyny. Zwłaszcza te wojenne, choć sama wojna obeszła się z nimi łagodnie. Owszem tułaczka rodziny w czasie IIWŚ, była przykra i niebezpieczna, ale nadal istniał wielki rozdźwięk między nimi, a mniej majętnymi uciekinierami. Przypominają mi się  gorzkie słowa mojej babci - tylko bogaci uciekali, biedni nie mieli za co. A bogaci Tarnowscy korzystając z wielu koneksji bawili się nadal, tyle, że w bardziej egzotycznych miejscach. Dla wielu wystawne życie skończyło się dopiero po wojnie, na emigracji, gdy w Polsce trwała ponura PRL, a na obczyźnie nagle hrabia musiał wyżywić rodzinę własnymi rękoma. Musiał zderzyć się z zupełnie nowym światem i pożegnać swój przedwojenny raj utracony.

Jak spisać historie rodzinne, by nie stworzyć fałszywie cukierkowej laurki i śmiertelnie nudnego wywodu, a jednocześnie nie stać się wrogiem publicznym pozostałych przy życiu członków rodziny. Przepraszam, Rodu. Oczywiście trzeba być ostrożnym i taktownym, a i to nie gwarantuje sukcesu. Tak było w przypadku autora "Ostatniego Mazura", który za publikację powieści o swojej rodzinie, i o sobie samym, został wykluczony ze Związku Rodu Tarnowskich. Tarnowscy to poważny ród magnacki, a z ich głębokiego oburzenia wydaną publikacją można wywnioskować, że można o nich mówić tylko dobrze, ewentualnie milczeć. A i to milczenie powinno być pełne szacunku.



Książka przeczytana w ramach wyzwań: Celowanie,  W 200 książek dookoła świata.





poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Chata Magoda. Ucieczka na wieś.


W 2004 roku Jagodę i Maćka znudziło miejskie życie na tyle, że postanowili zaszyć się na wsi. Decyzja na czasie, rzucić pracę, najlepiej w korporacji, i zacząć wszystko od nowa na łonie natury. Odkrywać swoje talenty, nowe pasje i zarabiać na nich. Bardzo pociągające, modne, ale niełatwe. Wybrali Bieszczady. Kupili ziemię, znaleźli drewniany dom pod Rzeszowem, przenieśli go(!) do Lutowisk i zaczęli myśleć, z czego będą się na tej wsi utrzymywać. Wybrali prowadzenie gospodarstwa agroturystycznego.

Zdecydowanie p. Jagoda odrobiła swoje zadanie domowe. Doświadczenie zdobyte w agencji reklamowej wykorzystuje cały czas przy tworzeniu sielskiego wizerunku agroturystyki. Dopieszczony, pełen pięknych zdjęć blog, starannie prowadzona strona na FB zachwycają i zapraszają do odwiedzin tytułowej Chaty. Magoda podbiła moje serce, na razie tylko na odległość, na długo przez wydaniem książki. Najpierw był artykuł w gazecie, potem śledziłam blog i zachwycałam się zdjęciami. Piękny rustykalny wystrój, przemyślany do najdrobniejszego szczegółu, idealnie trafia w moje wyobrażenie o wnętrzu idealnym. Urocze chaty, zadbany ogródek i góry spowite poranną mgłą, to prawdziwa uczta dla oczu. Książka jest równie czarująca, to swoisty kolaż historii bohaterów, opisu życia w zgodzie z rytmem natury oraz poradnik, od czego zacząć przeprowadzkę na wieś. Co prawda wstęp o czterech żywiołach jest trochę banalny, ale zdjęcia to rekompensują. Przyjemnie się ją czyta i przegląda, wspaniałe zdjęcia po raz kolejny kuszą i zapraszają do odwiedzin. I choć sama w sobie odkrywcza nie jest, a rady, zwłaszcza ogródkowe, bo w tym temacie jestem na bieżąco, powielone są z innych źródeł, to autorka zgrabnie wszystko układa w całość. Znajdziemy tu kilka pomysłów DIY na dekoracje, przepisy na smakołyki i przypomnimy sobie zasady ściółkowania. Nowością dla mnie była część o przenoszeniu chat, opisana krok po kroku. 

„Chata Magoda. Ucieczka na wieś” to kolejny udany krok strategii marketingowej i wspaniała reklama gospodarstwa. Tylko gratulować autorce, że potrafi tworzyć tak piękną otoczkę. Moje uczucie jednak trochę stopniało, po wczytaniu się w opinie gości Magody na forach innych niż strona gospodarstwa na FB, bo z niej ponoć znikają neutralne i krytyczne opinie, a ostają się tylko laurki. Zdziwiłam się tak wieloma rozgoryczonymi głosami, że owszem miejsce jest urzekające, ale p. Jagoda mniej, że wręcz nie lubi ludzi. Może rzeczywistość wypada blado przy napompowanym przez blog wyobrażeniu o sielskim, anielskim urlopie w pięknym okolicznościach przyrody. Z drugiej strony niełatwo jest być zapewne służącym we własnym domu, a goście potrafią być różni.  Żeby się wypowiedzieć, trzeba by odwiedzić gospodarzy i na własnej skórze przekonać się o ich życzliwości lub jej braku. Szkoda, że te Bieszczady tak daleko, a ceny w Magodzie bardziej hotelowe niż agroturystyczne. Póki co zostaje książka. Na dobry początek.


Książka przeczytana w ramach Celowania.


Sylwia wyzywa




piątek, 1 kwietnia 2016

Podsumowanie marcowego Celowania i hasło na kwiecień.


W marcu przeczytałyśmy czternaście książek. Tak trzymać:) 

Uczestnicy:    

Przeczytane książki:

"Ziele na kraterze" Melchior Wańkowicz


"Program, część 2. Kuracja samobójców" Suzanne Young




"Uwikłani.Obsesja" Laurelin Paige

"Żniwa zła" Robert Galbraith
http://monweg.blogspot.com/2016/03/zniwa-za-robert-galbraith.html



"Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej" Michał Rusinek
http://monweg.blogspot.com/2016/03/nic-zwyczajnego-o-wisawie-szymborskiej.html

"Stephanie Plum. Smakowita piętnastka" Janet Evanovich 
http://monweg.blogspot.com/2016/03/stephanie-plum-smakowita-pietnastka.html


"Mała encyklopedia domowych potworów" Stanislav Marijanović
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/potwory-i-spoka-czyli-maa-encyklopedia.html

"Flecista" Halldór Kiljan Laxness
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/flecista-halldor-kiljan-laxness.html

"Język dwulatka" Tracy Hogg
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/tracy-hogg-jezyk-dwulatka-czyli-grunt.html

"Upadek Jerycha" Artur Lundkvust
http://tu-sie-czyta.blogspot.com/2016/03/upadek-jerycha-artur-lundkvist.html



Hasło na kwiecień: tradycja
Więcej o samym wyzwaniu TU